sobota, 20 grudnia 2014

Adwentowy deadline

Czas Adwentu bardzo szybko mija. Nie ma rorat, rekolekcji, mrozu i śniegu. Są Msze Święte w Grocie Narodzenia, codzienna modlitwa o 6.10 w kaplicy, sporadyczne, ale intensywne opady deszczu i dużo słońca. Ciągle żyjemy przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia. W piątek organizujemy spotkanie wigilijne dla dzieci i ich bliskich.

ŚRODA 

Role przydzielone, teksty prawie wyuczone na pamięć, stroje nieprzygotowane, płyty z kolędami czekają aż ktoś zetrze z nich kurz. Do premiery zostało jakieś 48 godzin. Ale to Bóg jest reżyserem tego wszystkiego. On już wie gdzie jechać po materiały na stroje. Wskazał drogę i zakręt po lewej stronie oraz postawił na naszej drodze ludzi, którzy ofiarowali je za darmo. Bóg wiedział, że będzie mi trudno zbudować szopkę. Przysłał do Betlejem mężczyznę, który zrobił to doskonale, spędził z nami parę dni i wrócił do Polski. Patrzyłam się i myślałam, że ja próbowałabym zbijać te deski gwoźdźmi, a nie pomyślałabym o wiertarce i wkrętach, nie myślałabym o tym, że deski muszą być idealnie równe, tylko kombinowałabym, aby coś tam przymierzać i robić "na oko". Bóg zaplanował wszystko idealnie. Reżyser doskonały. 

PIĄTEK 

Lista zadań: dopakowanie prezentów, wykonanie dekoracji, przygotowanie strojów, próba generalna jasełek, sprzątanie i przystrojenie jadalni, gotowanie,  a na to wszystko 6 godzin. Siostry i ja zabieramy się do pracy. Każdy ma swoje obowiązki, czasami robimy dwie, nawet trzy rzeczy jednocześnie. Czy zdążymy? Tak, przecież wszystko już z góry jest zaplanowane przez Reżysera. Najpierw jadalnia. Potem stroje dla dzieci na jasełka. Jeszcze szopka została. Tym zajmuję się już sama. Biorę materiały, bibułkę, kwiaty. Efekt nawet bardziej niż zadowalający. Zostało 40 minut. Jeszcze choinkę trzeba postawić na właściwym miejscu, przebrać dzieci i w sumie przydałoby się żebym ja założyła coś innego niż dresy. 
Wbiegam do pokoju. Zostało 10 minut. Spódnica na łóżku, bluzka gdzieś w szafie, buty koło drzwi. Jeszcze aparat. Baterie. Nie włożyłam baterii. Mam. Idę. Wchodzę do kaplicy. Rozglądam się. Są dziadkowie Judy i Jane, o i rodzice Josepha, wujkowie Dalii. Nie poznaje wszystkich, ale też zauważam brak kilku osób. Daniel siedzi sam. Kręci się, zaczepia i dokucza innym. Ostatnio czekał na tatę cały dzień, a on nie zjawił się. 

Rozumiem. Rozumiem przypowieść o uczcie, to niecierpliwe oczekiwanie, doznanie zawodu, nadzieję, że jeszcze może zaproszony przyjdzie, radość ze zjawienia się lub rozczarowanie, gdy kogoś zabraknie. Czekałam do ostatniej minuty Mszy Świętej. Czekałam niecierpliwie razem z niektórymi dziećmi. 


Premiera. Zaczynamy. Siostra czuwa nad całością przedstawienia. Jestem odpowiedzialna za muzykę. Dalia nieśmiało zaczyna. Może nie wszystko idzie zgodnie z planem, a pewnie mało co poszło po naszej myśli, ale wszystko układa się bardzo dobrze. 



Koniec. Po spotkaniu wigilijnym zostały wspomnienia i sterta naczyń do umycia. Przygotowania trwały do ostatniej minuty. Wszystko idealnie zostało zaplanowane. Przecież czuwał nad tym Reżyser. Dziękuję Ci Boże za ten czas. Za przygotowania do jasełek, za próby, za szukanie strojów, za kolację, a przede wszystkim za dzieci i ich uśmiech. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz