wtorek, 18 listopada 2014

Youssef

Youssef ma pięć lat, wielkie brązowe oczy, ciemne włosy i znoszone czarne buty. Te buty są nieodłącznym elementem ubioru chłopca.
- Dostałem je od taty - mówi dobitnie, kiedy pytam czemu założył je zamiast kapci. 
Nieważne, że zdarte w kilku miejscach. Ważne, że są od taty. A tata? Jest, ale jedynie na odległość, bo on nie może opiekować się synem. Youssef zostaje z nami na weekend.

W sobotę sprzątamy sypialnie dzieci. W domu są jeszcze siostry: Lorin, Mariana i Żorżet. Wszyscy zabieramy się do pracy. Dzieci zadziwiająco chętnie wycierają kurze, zamiatają podłogi i porządkują ubrania. Starają się jak mogą, szczególnie te młodsze. Trzeba czasem pokazać palcem, że półka nie została wytarta dokładnie. Wskazać prawy bok, potem lewy, drzwiczki i uchwyty. Józef sprząta ochoczo i dopytuje się czy naprawdę pójdziemy na lody. 


Koniec porządków. Youssef ubiera swoje "najlepsze" buty i wyruszamy. Najpierw trzeba podejść pod górę, potem skręcić w lewo i szukać sklepu w którym są lody. Okazuje się, że nie jest to zadanie łatwe. W sklepach spożywczych ich nie ma. Trafiamy do lodziarni. Pytam o rodzaje lodów i... Youssef przejmuje inicjatywę. Szybko dogaduje się ze sprzedawcą, miesza pięć albo sześć rodzajów lodów, a ja stoję jak oniemiała. Można kupić jedną lub kilka gałek, a zmieszać dowolną liczbę smaków. Wow. Sprzedawca patrzy się na mnie i śmieje. A Youssef bierze swoje lody. 

Idę i trzymam jego dłoń. Jesteśmy dokładnie na tej samej ulicy na której kiedyś pomyślałam o wolontariacie w Betlejem. Wspominam ten czas i moment podjęcie decyzji o wyjeździe. W dniu dzisiejszym na moim Uniwersytecie odbywa się uroczyste wręczenie dyplomów. Znajomi świętują i cieszą się ze zdobycia tytuły zawodowego, a ja idę z tym małym chłopcem. Pewnie już zdjęli birety i rzucili je w górę. Trochę żałuję, że mnie tam nie ma, ale uścisk dłoni Youssef wynagradza mi to. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz