środa, 7 stycznia 2015

Karolinka

Lubi układy. Muszą być proste i konkretne. Będę grzeczna jak dostanę cukierka. Zjem chlebek, ale potem czekoladę. Konkret, za konkret. Nie ma miejsca na niedomówienia.  

Karolina ma małe rączki, nogi, twarz. Cała jest taka malutka. Tylko oczy ma duże. Jest bardzo lekka, bez problemu mogę ją wziąć na ręce, unieść czy podrzucić. Ma trzy latka, ale fizycznie nie wygląda na swój wiek. To efekt picia alkoholu i brania narkotyków. Mała uzależniona była nim przyszła na świat. Piła i ćpała w ciąży jej mama, która już prawie od roku nie zapytała się o córkę. 

Karolinka  biega niezdarnie z uniesionymi rączkami. Włosy ma zawsze uczesane w dwie kitki, które w trakcie dnia opadają (oj żebyście wiedzieli jak ona nie lubi być czesana, widzi szczotkę i już ją boli). 

Angielski, polski i arabski to "ojczyste" języki Karolinki. Czasami sama nie wie czy chce jechać do Polski czy jednak zostać w Betlejem. 

- Pójdziesz spać - i oczy Karolinki nagle stają się dwa razy większe, bo to kara najgorsza z możliwych w ciągu dnia. 

- Czy jestem dobra? - Lubi pytać się nim powie po co przyszła. 

- Halas (czyli koniec) - krzyczy po arabsku, gdy coś jej się nie podoba.

- Alone - kiedy chce zrobić coś sama lub obraziła się na kogoś. 

Karolinka zostaje w domu dziecka na Wigilię. Podczas Komunii Świętej mała podchodzi zawsze po błogosławieństwo. Tym razem idzie, staje na palcach, wyciąga prawą rączkę do góry i mówi, że chce Pana Jezusa. 

Innym razem jesteśmy z siostrami i Karolinką na Mszy w Grocie Narodzenia. Jest pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia i do Betlejem przybyło dużo pielgrzymów. Panuje ogólne zamieszanie, część ludzi uczestniczy we Mszy, pozostali przechodzą tylko żeby pomodlić się w miejscu narodzin Jezusa. 
Akurat myślę o kazaniu, które powiedział o. Kevin. Mówił o narodzeniu Boga w ludzkim sercu, o Jego obecności w tych bezbronnych dzieciach. Czasami brakuje mi już cierpliwości do dzieci. Pytam się Boga jak to będzie. Idę do komunii. Przeciskam się przez tłum. Przyjmuję Jezusa do swojego serca, obracam się  w lewo, mijam kolejnych ludzi. Patrzę. Otwieram szeroko oczy. Uśmiecham. Karolina leży na ziemi i płacze. Dwóch mężczyzn próbuje ją pocieszać i podnieść. Inni mogą ją zaraz podeptać, w sumie ja też. Szybko schylam się, biorę Karolinkę na ręce, wzrokiem dziękuję panom za próbę pomocy i kiwam, że już jest wszystko dobrze. Chyba właśnie w tym momencie przyjęłam Boga do swojego serca i zobaczyłam Go w małej Karolinie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz