niedziela, 18 stycznia 2015

Po(d)rzucone

Niepewną mają przyszłość. Przeszłość również. Nie wiem skąd dokładnie pochodzą. Gdzieś ze Strefy Gazy. Nim przybyły do Betlejem, mieszkały gdzieś w Jerozolimie, potem gdzieś w okolicach miasta narodzin Jezusa. Bez ojca, bo zmarł. Bez mamy, bo zostawiła je. Pojawiali się wujkowie i zabierali na chwilę. Pojawiał się znajomy taty i zabierał na chwilę. Teraz pojawili się dziadkowie.

Mieszkają w domu dziecka od roku. Lorin, najmłodsza z rodzeństwa, lekko zwariowana, roześmiana i ciekawska. Z jej twarzy znika uśmiech, gdy ktoś wspomina o swojej mamie. Ma świadomość, że przecież jej mama, gdzieś tam jest. Wstaje, robi zakupy, gotuje, ale nie dla niej. Bo co jest gorsze? Śmierć mamy czy świadomość porzucenia? Zastanawiam się od tym od dawna. Dalia - sierota, Lorin - porzucona. Z czym łatwiej pogodzić się?

Mariana lubi wyszywać, malować, robić kolczyki z koralików itp. Ma ładny uśmiech i bardzo dobre, szczere serce. Będzie z niej dobra kobieta. Spokojna, uśmiechnięta i pracowita. Najstarsza z sióstr, Georgeta, nadaję się na okładkę magazynu. Ma słabość do ubrań i wyglądu, jak sama mówi, wie, że jest piękna.

Rano byłyśmy na Eucharystii. Idę do komunii, zabieram tą małą Arabkę. Prowadzę ją do Jezusa, aby przez ręce kapłana udzielił jej błogosławieństwa. Prowadzę ją, bo kiedyś ja spotkałam Jezusa i chcę, aby i ona Go spotkała.


Po południu niespodziewanie wraca Karishma. Dosłownie podrzucana jest pod drzwi. Jej mama nawet nie wyjdzie z samochodu. Podjeżdża, wyrzuca dziecko i jedzie. Niedługo potem pojawia się Judy i Jane. Powoli zaczynamy kolejny tydzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz