wtorek, 10 marca 2015

Niezwykle zwyczajny spacer

W późne niedzielne popołudnie gramy z dziećmi w piłkę. Co chwilę rozglądam się czy, aby na pewno żadne z dzieci nie próbuje uciec za bramę, czy też nie zaczyna szarpać się z kimś. Trzeba być uważnym. Karishma bieg to tu, to tam. Nie za bardzo zainteresowana jest innymi. Czasem zaczepi Natalii. 

- Kto pójdzie po chleb? - pyta nagle siostra, która wyłoniła się za rogu - Weź kogoś i idźcie. 

Patrzę się na Karishmę i mam wątpliwości czy ją zabrać. No, ale ryzykuję. 

- Karishma, pójdziesz ze mną po chleb? - pytam - A może jeszcze zabierzemy Natalii? 

No i wyruszamy. Przekraczając bramę uświadamiam sobie, że idę z Krarishmą, która czasami dostaje ataków agresji  i z Natalii, która panicznie boi się taty, a przypadkowe spotkanie z nim może skończyć się bardzo kiepsko. Jakie to wszystko jest czasem skomplikowane. 

Dziewczyny rozmawiają między sobą po arabsku, dopytują mnie o znaczenie niektórych angielskich słówek. One uczą mnie zwrotów arabskich, ja im tłumaczę gdzie żyją wilki i co jedzą. Niby zwyczajne, niby to tylko wyjście po chleb, niby zwykła rozmowa. Zwykła codzienność.  A czasami tak o nią trudno. Szczególnie w domu dziecka. 

Karishma to pierwsze dziecko, które poznałam na misjach. Leżała pomiędzy siedzeniami w busie, którym dzieci jeżdżą do szkoły. Nie wiedziałam co z nią robić. Chwyciłam za rękę. 

- Choć. Pójdziemy do domu. Powiesz mi co się stało? - udało mi się ją wyciągnąć spod siedzeń. 

Wiele razy widziałam jak leży na ziemi. Czasami dlatego, że nie chce się uczyć. Niekiedy ze złości, bo czegoś nie dostała. Często tak po prostu. Patrzę się w jej oczy. Brązowe oczy. 

- Karishma dostała ataku - ktoś krzyczy. 

A to właśnie po oczach można poznać czy dostanie ona kolejnego ataku złości. Nagle te dziecińce brązowe oczy stają się dzikie.  

- Wāḥid, ithnān, thalātha, arba‘ - zaczynam liczyć kolejne kroki. 

- To ja uczyłam Ciebie tego - szybko przypomina mi Karishma. Dokładnie. To właśnie ona uczyła mnie pierwszych arabskich wyrazów. 

Kupujemy chleb i wracamy do domu. Nie wydarzyło się nic niespodziewanego. Karishma nie zezłościła się ani nie obraziła się. Natalii nie spotkała taty. Za to ja poznałam jak ważna jest codzienność i zwykła rozmowa. Niby zwykły spacer po chleb. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz